Nadszedł czas na kolejne tłumaczenie bloga Cande. Chciałam to przyśpieszyć ponieważ Cande dodaje posty bardzo często i nie chcę robić zaległości, dlatego dopóki Basia nie wróci z wyjazdu, ja będę tłumaczyć wpisy Candelarii. Dzisiaj zapraszam was na post o Walentynkach!
Dotarliśmy do tej miłosnej daty, ha. Słynny 14 lutego, Walentynki!!! (Kim jest ten słynny Valentin, prawda?) Każdego roku sądziłam że to mnie nie obchodzi... ale myślę że w głębi duszy zależało mi na nich. Muszę przyznać, że w tym roku było SUPER MEGA HIPER, spędziłam go z Ruggiem. Na szczęście postarał się jak zawsze i zadbał o nas, abyśmy spędzili miły dzień miłości.
O 12:00 rano zaprosił mnie na bogaty brunch przygotowany jego własnymi rękami. Dla wszystkich, którzy nie wiedzą, co to brunch, to jest to obiad połączony ze śniadaniem. Uwielbiam to, bo w niedzielę dobrze jest pospać trochę dłużej, a tym sposobem możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu... Wyjaśniłam?
Brunch składał się z: naleśniki z nutellą, sok z mango, jajecznica, tosty i owoce w uformowane w kształt serca... Poszło dobrze, nie? Szczerze umarłam z miłości. Potem oczywiście zaproponowałam na zamianę, więc to nie był interes, bo kuchnia była troszeczkę (żeby nie powiedzieć dość niechlujna), ale dobrze zanurzyłam się z cierpliwością i robiłam to z tą samą miłością, z którą on przygotował mi śniadanie.
Następnie, kontynuując obchody udaliśmy się na Rynek Buenos Aires, o którym już powiedziałam przy innej okazji że kocham rynki żywności, więc zatrzymaliśmy się aby świętować ze wszystkim. Prawdziwie wielki czas, odłączyłam się i nie robiłam żadnego małego prezentu dla Rugge, więc byłam winna, już wam mówię, wstrzymajcie oddech, dostał... haha. Dałam mu breloczek, o który prosił miesiąc temu, jest tak zadowolony z moich kluczy. Moje serce jest już zajęte, a klucz ma Ruggero!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz